Czwartek 18 czerwca to święto Konrada Żukowskiego. Już nie, jako mieszkaniec Kętrzyna, bo pierwsza miejska wystawa odbyła się trzy lat temu, gdy był jeszcze uczniem liceum ogólnokształcącego, ale student malarstwa z Krakowa, zaprezentował swoje pejzażowe odczucia krajobrazów otaczających Kętrzyn, Korsze i Reszel.
Bliska mi ta wizja, to odczucie, to wrażenie. Owo zapamiętanie krótkiego czasu, gdy liście już prawie w pełni aż do ostatnich ich zieleni przed różnokolorowością zwiastującą jesienne przymrozki. To świat inny niż na pocztówkach, które można kupić w kioskach czy na poczcie. Na obrazach Żukowskiego nie ma wszechogarniającego błękitu współgrającego z lazurem wody Krainy Tysiąca Jezior. Nie zaprasza z nich lato gorące, upalne, suche, jakby Mazury były kopią Rodos a co najmniej chorwackim wybrzeżem. U kętrzyńskiego, a może już na stałe krakowskiego, malarza ta kraina jest dokładnie taka, jakiej co roku, w najdłuższe dni i najkrótsze noce jest jej najwięcej. Tutaj, jeśli błękit jest, to tylko wygląda skrawkami spoza chmur. Króluje atmosfera ponura, jakby zieleń wyrosła z ziemi zagarniała niebo i bratała się z chmurami, stanowiąc jedność. Niezwykłe są te plamki błękitu. Dają niewielką nadzieję, pokazują lato, jakby próbowały sugerować słoneczny dzień, jednakże ostrzegają, że nie ma, co liczyć na to, że spędzony tu letni czas będzie taki jak na południu kontynentu. I chmury, obłoki. Czy zwróciliście uwagę, Drodzy Goście wernisażu , na chmury, które układają się, na dwóch czy trzech obrazach, w fantasmagoryczne kształty, sprawiając wrażenie, że to one rządzą tym światem wokół trzech małych miast?
Konrad Żukowski nie przygląda się jednak z dalekiej perspektywy. Nie widać, żeby wdrapywał się na jedno z wielu mazurskich pagórków, czy wzgórz i stamtąd czerpał temat do swoich dzieł. W moim odczuciu wchodzi w chaszcze, które mogą sięgać mu po szyję, kłuć w odsłonięte ręce, czy kolana. Być może malując wielokrotnie próbuje odganiać owady. Stojąc jednakże gdzieś na łące, może na granicy lasu, wyszarpując wśród krzaków miejsce dla sztalug, pochyla się z uwagą nad zielenią i wydobywa z tutejszych roślin kwintesencję Mazur.
Według słów artysty, większość teraz czasu poświęca na pracę z ludźmi. Nie wiemy jednak, czy to portrety, czy pozy. Miejmy nadzieję, że kolejna jego wystawa będzie miała miejsce w Loży już niedługo i poznamy jak widzi, mieszczan, ulicę…
Jerzy LengauerDSC_0012 DSC_0013 DSC_0014 DSC_0015 DSC_0020 DSC_0021 DSC_0022                                                                                                                        fot. Jerzy Lengauer

 

 

Skip to content